sobota, 17 stycznia 2015

Prolog

Udało ci się. Wygrałeś. Nie, Igrzysk się nie wygrywa, co najwyżej można je przeżyć, przetrwać, nie dać się zabić. Karcisz samego siebie za to, o  czym pomyślałeś. Ale teraz wszystko będzie inne, dadzą ci spokój, myślisz. Nigdy więcej twoje nazwisko nie znajdzie się w tej kuli. Nigdy więcej nie weźmiesz udziału w Dożynkach. Twoja rodzina nie będzie głodować. Nie pozwolisz też swojej ukochanej na takie życie. Ona musi być bezpieczna. Tylko to się teraz liczy. Niedługo wrócisz do domu... Ale i tak na krótko. Przeprowadzicie się do Wioski Zwycięzców.
Jeszcze tylko Tournée. To szybko minie, powtarzasz sobie. Jednak wszyscy zdają się być jacyś dziwni, wyciszeni. Twój mentor, eskorta nie cieszy się z twojej wygranej. A przecież powtarzali, że dasz radę. Wierzyli w ciebie.
Tournée wciąż trwa. Ubierają cię w te pstrokate stroje, tak cholernie irytujące. Jak codzień pytasz Marcylli o co im wszystkim chodzi. Ona, jak codzień, patrzy na ciebie wzrokiem przepełnionym bólem, a przecież wie, że nienawidzisz patrzeć na cierpienie innych.
W każdym z Dystryktów oglądałeś twarze zirytowanych, nie, wściekłych na ciebie krewnych zabitych trybutów. Aż czterdzieści siedem rodziców straciło swoje dzieci i patrzą na ciebie jakby to była twoja wina! W sumie sam czujesz się winny, choćby za Mayselle. Gdybyś tylko - NIE, krzyczysz w myślach. I tak niczego nie zmienisz.
Wydawałoby się, że podróż z Jedynki do Kapitolu trwała wieki. Dzisiaj zobaczysz całe tłumy kapitolińczyków. Zawsze zastanawiałeś się dlaczego wy nie macie praw do normalnego życia, a oni, narcystyczni rozpieszczeni idioci mają wszystko... Razem z Marcyllią wchodzisz do rezydencji Snowa.  To dopiero 2 rok jego władzy, a tyle zmian. Więcej strażników, jeszcze mniej praw. Czarny Rynek bez przerwy patrolowany przez nieznanych strażników. Ale od jutra twoje życie się zmieni.
Oczywiście po ukonorowaniu musisz brać udział w bankiecie, w końcu jesteś dziś gwiazdą. Poznałeś tylu dziwnych ludzi... Oczywiście każdy ci gratuluje, ale masz już dosyć dorosłych. Chciałabyś porozmawiać ze swoją dziewczyną,przytulić się do niej. Pocieszyć mamę, bo wiesz, że gdy cię zobaczy popłacze się. Pobawić się z bratem. Nagle zauważasz chłopaka mniej więcej w twoim wieku. Próbujesz przecisnąć się przez jakąś grupkę, ale zatrzymują cię i znowu słyszysz gratulacje... Czujesz narastający gniew. Ale nagle podbiega do ciebie kilkoro dzieci, oczywiście kapitolińskich. Postanawiasz z nimi porozmawiać. Lecz nie jesteś w stanie, bo one tylko wykrzykują twoje imię i mówią, że chciałby być takie jak ty. Jesteś już bliski załamania. Jak oni mogą im robić takie pranie mózgu?! Już zaczynasz kierować się do wyjścia, ale z szoku się zatrzymujesz. Wbiegła w ciebie mała dziewczynka, wydaje ci się, że w wieku twojego brata. Schylasz się żeby pomóc jej wstać, ale ona jest szybsza. Próbuje cię popchnąć, ale przecież jest taka słaba. Krzyczy, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego i ucieka z sali. Postanawiasz za nią pójść, dowiedzieć się o co jej chodziło. W korytarzu jest ciemno, ale z łatwością zauważasz małą istotkę ubraną w falbaniastą, pomarańczową sukienkę. Podchodzisz bliżej. Ona spogląda na ciebie i zauważasz, że płacze. Czujesz kilka kopnięć w kostkę aż nagle ze zdziwieniem stwierdzasz, że przestała się złościć. Ale na tym się nie kończy. Przytula się do twoich nóg i zaczyna przepraszać. Podnosisz ją na ręce i podchodzisz do kanapy, która stoi niedaleko od wielkich, marmurowych schodów ze złotymi poręczami. Przypominasz sobie ulubioną książkę twojej mamy, tą o architekturze. Myślisz, że spodobał się jej ten ogromny dom. Siadasz, a dziewczynka zsuwa się z twoich kolan i siada obok, lecz znowu oplata wokół ciebie ręce. Nie wiesz jak się zachować, więc postanawiasz się jej zapytać ile ma lat.
-Sześć, ale wiem, że jestem bardzo niska, nie musisz mi tego mówić.
-Tak myślałem. - odpowiadasz - Mój brat jest w twoim wieku...
-Szkoda, że została mu tylko połowa dzieciństwa. Moje koleżanki ze szkoły tego nie rozumieją, wiesz?
Po raz pierwszy w życiu jesteś w tak wielkim szoku. Jesteś pewny, że się przesłyszałeś.
-Możesz powtórzyć? - pytasz.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo to nieważne. I tak nigdy nie zrozumieją. Dalej będą się bawić w Igrzyska. Bo te dzieciaki są głupie. - twój szok rośnie. Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałeś sarkazmu z ust takiego brzdąca. Czujesz się zainteresowany tym dzieckiem. Przecież jest z Kapitolu...
Dziewczynka łapie cię za rękę i ciągnie do drzwi wyjściowych. Próbuje popchnąć drzwi, widzisz, że wkłada w to wiele siły. Lekko popychasz drzwi, a ona wychodzi przez nie nawet na ciebie nie patrząc. Pewnie myśli, że sama dała radę, uśmiechasz się do siebie. Tu jest zdecydowanie jaśniej, mimo, że jest po 20. Dziewczynka odwraca się na pięcie, uśmiecha się od ucha do ucha i co chwilę podskakując schodzi ze schodów. Jej długie złote loki śmiesznie ruszają się z każdym podskokiem. Biegnie do fontanny i wywraca się. Już przygotowujesz się na wybuch płaczu, ale ona patrzy na kolano, wstaje i biegnie dalej.
-Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Wydaje mi się, że to bolało...
-Phi... Nie jestem beksą! - odpowiada i begnie dalej.
-Dobra, jak tam chcesz... Mogę się o coś zapytać?
-Tak ale po tym jak się ze mną pobawisz!
Wzdychasz i zaczynasz biec. Dziewczynka zaczyna się śmiać, krzyczy coś do ciebie. Chcesz ją zawołać, ale przypominasz sobie, że nie znasz jej imienia.
-Poczekaj! Jak masz na imię?
-Euphemia! Ale wolę jak ktoś mówi mi Effie!
Ciąg dalszy nastąpi...